Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/65

Ta strona została przepisana.

— Czy twoja pani poszła już spać?
— Tak jest, proszę pana, już od dwóch godzin.
— Dobrze. Możesz odejść. Jutro rano zbudzę pana.
Zamknął drzwi i wyszedł. Odgłos jego kroków cichł powoli na korytarzu, ja zaś rzuciłem się na łóżko i zasnąłem twardym snem kamiennym, który zawdzięczałem młodości mej i strasznemu znużeniu.

VII.
POSIADACZ ZAMKU GROBOIS.

Gospodarz mój dotrzymał słowa. Nazajutrz rano obudził mnie lekki szmer, zerwałem się z łóżka i zobaczyłem go obok siebie. Twarz jego spokojna i wesoła, starannie ogolona, ubranie skromne i schludne, nie przypominały w niczem okropnych scen ostatniej nocy i nikczemnej roli, jaką wówczas odegrał. Teraz, w jasnem świetle słonecznem, wyglądał raczej na pedantycznego nauczyciela, a do wrażenia tego przyczyniał się jeszcze uśmiech życzliwy a jednak zdradzający pewność siebie, z jakim na mnie spoglądał.
Pomimo tej pozornej życzliwości, był mi jeszcze bardziej wstrętny, aniżeli poprzednio; czułem wyraźnie, że odetchnę dopiero wtedy swobodnie, gdy się znów pozbędę jego natrętnego towarzystwa. Trzymał na rękach ubranie, które teraz rozłożył na krześle, stojącem obok mego łóżka.
— Poznałem z pańskich słów — rzekł — że pańska garderoba nie musi być teraz bardzo obfita. Jesteś pan wyższy od wszystkich moich ludzi, ale może znajdzie pan przecież coś odpowiedniego