Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/72

Ta strona została przepisana.

— Czy nic pan nie zauważył na zewnątrznej stronie listu?
Przypomniałem sobie teraz owe angielskie słowa ostrzegawcze, które mi wtedy dały wiele do myślenia.
— A więc to pani była tą osobą, która mnie przestrzegała przed podróżą?
— Tak jest, ja. Nie miałam innego sposobu powstrzymać pana od przyjęcia zaproszenia mego ojca.
— A dlaczegóż pani pragnęła tego, jeżeli wolno zapytać?
— Nie chciałam, aby pan tu przybył.
— Czy obawiała się pani odemnie czegoś złego?
Po chwili namysłu odpowiedziała ku memu wielkiemu zdziwieniu:
— Obawiałam się, aby panu tu nie chciano szkodzić.
— Czy sądzi pani, kuzynko, że grozi mi tu jakieś niebezpieczeństwo?
— Wiem o tem z pewnością.
— Więc radzi mi pani wyjechać stąd z powrotem?
— Jak najrychlej.
— Od kogo grozi mi to niebezpieczeństwo?
Znów zawahała się dziewczyna chwilę, potem zwróciła się ku mnie i rzekła, nie mogąc się dłużej powstrzymać:
— Ze strony ojca niego.
— Cóż on może mieć przeciw mnie?
— Tego powinien pan sam się domyśleć.
Zaprotestowałem przeciw tym słowom:
— Tym razem pani niesłusznie obwinia mi ojca swego. Przeciwnie, wczorajszego wieczora ocalił mi życie,
— Ocalił panu życie? Cóż się panu przytrafiło? Kto uczynił zamach na pańskie życie?