Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/84

Ta strona została przepisana.

z miłości, a nie dla interesu. Zresztą twoje plany, wuju, nie mogą się spełnić już z tego powodu, ponieważ i moje serce nie jest wolne.
Rzucił mi gniewne spojrzenie.
— Zastanów się nad tem, Ludwiku, co czynisz — syknął głosem, podobnym do syczenia żmii. — Będziesz za to ciężko pokutował, gdy staniesz moim planom w drodze.
— Już się zastanowiłem, wuju — odpowiedziałem głosem stanowczym.
Pochwycił mnie wtedy za ramię i potrząsnął niem silnie, obracając mnie dokoła, jak może niegdyś uczynił szatan, gdy chciał kusić Chrystusa.
— Spojrzyj na te łąki i lasy, na ten park i ten dumny zamek, w którym twoi przodkowie mieszkali przez ośm wieków. To wszystko będzie znów twoje, gdy wykonasz moje życzenie.
Ale w tej chwili ujrzałem przed oczyma duszy małe okienko i rosnący przed niem krzew wawrzynowy, oraz słodką, bladą twarzyczkę Eugenji, która ze smutkiem z tego okna patrzyła.
— To rzecz niemożliwa — odpowiedziałem.
Ze słów moich poznał, że opór mój jest stanowczy. Nienawiść błysła w jego oczach i od łagodnego namawiania przyszedł do dzikiej groźby.
— Gdybym był o tem wiedział, nie ruszyłbym tej nocy palcem ku twej obronie, mój panie siostrzeńcze.
— Dobrze, że wiem o tem. Teraz mogę, wolny od wszelkich obowiązków wdzięczności iść moją własną drogą. Z panem nie chcę nic mieć do czynienia.
— Pan nie chcesz ze mną mieć nic do czynienia. Wierzę panu na słowo — krzyczał nieprzytomny od wściekłości. — Kiedyś będzie pan tego może jeszcze