Strona:PL Doyle - Widmo przeszłości.pdf/43

Ta strona została uwierzytelniona.

włóczęgi. Wiem dobrze, jak należy się z nimi obchodzić, bez względu na to, czy twarze ich są czarne, czy białe.
— Sir, — rzekłem, — nie chciałem uczynić nic złego, i w istocie nie pojmuję pańskiego wzburzenia. Jednak, pozwól pan sobie zauważyć, że wciąż jeszcze celujesz we mnie, ręka zaś pana drży, łatwo więc może nastąpić wystrzał. Jeżeli nie schowa pan pistoletu, będę zmuszony, dla samoobrony, uderzyć pana laską po ręce.
— Pocóż więc tutaj pana djabli przynieśli? — zapytał generał spokojniejszym już głosem, chowając pistolet do kieszeni. — Czyż człowiek nie może żyć spokojnie, aby go nie oglądano i nie szpiegowano? Czy nie ma pan nic lepszego do roboty? Jakim sposobem poznał się pan z moją córką? Czego pan chciał dowiedzieć się od niej? Nie przyszedł pan tutaj chyba jedynie przypadkowo!
— O nie, — rzekłem śmiało, — nieprzypadkowo. Nieraz już widywałem pańską córkę i miałem sposobność poznać wielkie zalety jej serca i umysłu. Przyszedłem tutaj dziś, aby się z nią zobaczyć, jesteśmy bowiem po słowie.
Generał był zdumiony.
— Nie radzę panu starać się jej zobaczyć, — odezwał się po chwili, — źle mogłoby to się skończyć. Przytem córka moja nie jest dla pana.
— Nie chce pan chyba spotwarzać własnej córki?

— 39 —