Strona:PL Doyle - Widmo przeszłości.pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, jej nie można nic zarzucić. Nikomu jednak nie radziłbym wejść w naszą rodzinę. Powiedz pan, czemu nie powiadomiliście mię o wszystkiem?
— Obawialiśmy się, sir, że pan nas rozłączy, — odpowiedziałem, czując, że zupełna otwartość będzie najlepszą drogą w drażliwej sytuacji. — Być może, żeśmy się mylili. Zanim pan cokolwiek postanowi, racz pan zważyć, że idzie tu o nasze wspólne szczęście. W pańskiej mocy jest rozdzielić nasze ciała, dusze nasze, jednak połączyły się nazawsze.
— Sam pan nie wie, o co pan prosi, — rzekł generał, już bez gniewu w głosie. — Między panem, a członkami rodziny Levis leży przepaść, której niczem zapełnić niepodobna.
Na te słowa duma moja zawrzała.
— Może, przepaść ta nie jest tak wielką, jak się panu wydaje, — rzekłem chłodno. — Pochodzę z dobrego rodu, z ojca strony; matka zaś moja nosiła nazwisko Baguen z Baguen. Zapewniam pana, że bynajmniej nie ustępujemy pańskiemu rodowi.
— Źle mnie pan zrozumiałeś. To my nie możemy zbliżyć się do pana. Istnieją przyczyny, dla których Gabrjela musi żyć i umrzeć samotną. Pan nie powinien się z nią ożenić.
— Ależ sir, — nalegałem, — ja sam chyba najlepiej mogę osądzić, co jest dla mnie złem lub dobrem. Niczego bardziej nie pragnę, jak, żeby kobieta, którą kocham została moją żoną. Jeżeli tylko to stoi na przeszkodzie naszemu związkowi, to

— 40 —