Strona:PL Doyle - Widmo przeszłości.pdf/54

Ta strona została uwierzytelniona.

rał zasowy konwulsyjnie drżącemi rękoma. Widocznem było, że odkąd poznał kaprala Smitha, było mu lżej.
— Kapralu, odezwał się, — niejednokrotnie zastanawiałem się, czy jeszcze żyjecie, ale nigdy nie spodziewałem się zobaczyć was na tym świecie. Cóżeście robili przez te wszystkie długie lata?
— Co? — odparł ponuro kapral. — Najczęściej byłem pijany. Jak tylko miałem pieniądze, kupowałem za nie wódkę i żyłem dosyć spokojnie. Gdy nie miałem już ani grosza, zaczynałem się włóczyć, trochę, żeby wydostać pieniędzy, trochę, żeby odszukać pana.
— Wybacz pan, że mówimy o sprawach własnych, — rzekł do mnie generał, widząc zaś, że zabieram się do odejścia, dodał:
— Nie odchodź pan, wiesz już trochę o tej sprawie, i być może wkrótce wezmiesz w niej czynny udział.
Kapral Ruf Smith spojrzał na mnie ze zdziwieniem: — On będzie brał w niej udział? — zapytał, — jakim sposobem wmieszał się w to wszystko?
— Z dobrej woli i własnej chęci, — pośpiesznie wyjaśnił generał. — To mój sąsiad i obiecał mi pomoc, jeśli będziemy jej potrzebowali.
— No, dobrze, ale przecie to nie bagatela! — zauważył kaleka, patrząc na mnie z podziwieniem. Nigdy nie słyszałem o czemś podobnem.
— Teraz znaleźliście mnie, więc powiedźcie, czego sobie odemnie życzycie? — odezwał się Levis.

— 50 —