Strona:PL Doyle - Widmo przeszłości.pdf/77

Ta strona została uwierzytelniona.

mój chłopcze; zobaczymy, co można dla nich uczynić.
Zerwałem się z łóżka i w jednej chwili byłem ubrany.
W pięć minut później staliśmy już w zatoce. Towarzyszyło nam kilkunastu mieszkańców Brinksom’u.
W ciemnościach nocy rozróżnialiśmy zaledwie ciemne chmury i biały blask spienionych fal.
Dął przerażający wicher, zasypując nam oczy piaskiem, z trudnością wpatrywaliśmy się w ciemną otchłań.
Zdawało mi się, że słyszę głosy ludzkie, nabrzmiałe błaganiem i przerażeniem wśród burzy i wichru, jednak niepodobna było dosłyszeć wyrazów.
Nagle w ciemnościach zabłysło światło; reflektor sygnału morskiego zalał jasnem światłem całą zatokę.
Wówczas dojrzeliśmy wyraźnie okręt, powalony na bok na straszliwe rafy podwodne. Był to ten sam, który dostrzegliśmy na horyzoncie dzisiaj zrana. Na środkowym maszcie powiewała flaga Stanów Zjednoczonych.
Na pokładzie okrętu widać było kilkunastu wystraszonych marynarzy, rozpacznie wyciągających do nas ręce.
Marynarze nie byli wszakże jednemi ofiarami nawałnicy. Na drugim końcu pokładu stało trzech ludzi, uderzającej powierzchowności i, jak mi się zdawało, innej rasy.

— 73 —