Strona:PL Doyle - Widmo przeszłości.pdf/89

Ta strona została uwierzytelniona.

kłopotu. Czy słyszał pan, że w naszej zatoce rozbił się okręt?
— Nic o tem nie wiem, — odparł generał.
— Przedwczoraj w nocy zatonął przy brzegu okręt, płynący z Indji.
— Z Indji! — zawołał generał.
— Tak. Na szczęście załoga została uratowana, a marynarze udali się już do Glasgowu.
— Czy wszyscy? — zapytał drżący i śmiertelnie blady generał.
— Zostali tutaj tylko trzej buddyjscy duchowni, którzy cudem uratowali się od śmierci.
Zaledwie wymówiłem te słowa, gdy generał padł na kolana i, wzniósłszy ku niebu wychudłe, pomarszczone dłonie, zawołał przejmującym głosem.
— A więc niech się stanie wola Twoja, Panie!
Smith również był blady, a z czoła jego spływał kroplami pot.
— Nic to, — rzekł wstając generał. — Cokolwiek się stanie, spotkamy niebezpieczeństwo, jak przystało brytańskim żołnierzom. Zdaje mi się, że czuję się teraz znacznie lepiej, aniżeli przez wszystkie te lata. Niepewność mnie zabijała.
— I to piekielne dzwonienie, — dodał kapral. — To było nie do wytrzymania.
— Żegnaj pan, mr. West, — powiedział generał smutnym, ale pewnym głosem, — bądź dobrym mężem dla Gabrjeli i zaopiekuj się moją biedną żoną. Żegnaj pan i niech cię Bóg błogosławi.
— Ależ generale, — odezwałem się, — mó-

— 85 —