Strona:PL Doyle - Wielkie doświadczenie w Keinplatz.pdf/19

Ta strona została uwierzytelniona.

— No tak! ładny dzień mamy, Marto — odpowiedział przybyły. A teraz nie stój jak posąg Junony, tylko zabierz się do podania mi obiadu, bo jestem prawie na wpół zagłodzony.
— Marto — podaj obiad? co to ma znaczyć? wyrzekła pani Baumgarten, cofając się pełna zadziwienia.
— No tak! Marto podaj obiad: — zakrzyknął zniecierpliwiony Hartmann — cóż tak dziwnego widzisz w tem żądaniu człowieka, który cały dzień prawie pozostał po za domem? Ja zaczekam w jadalnej sali — szynkę, kiełbasę lub co tam masz pod ręką zupełnie mi wystarczy. No! i czegóż jeszcze stoisz, wytrzeszczając na mnie oczy — kobieto! ruszysz się czy nie z miejsca nareszcie?
Ostatnie słowa wypowiedziane podniesionym głosem, w których najwyższy gniew się przebijał, poskutkowały tak silnie, że pani Baumgarten pędem przebiegła kurytarz, kuchnię i zamknąwszy na klucz drzwi od swego pokoju, rzuciła się na fotel z wybuchem hysterycznego płaczu.
Hartmann tymczasem wszedł do pokoju i w najgorszym humorze usiadł na kanapie.
— Elizo! — krzyknął — gdzież się podziała ta dziewczyna — Elizo!
Głośne to wołanie sprowadziło na dół Elizę, która z pewną obawą zbliżyła się do niego.
— Najdroższy — wyrzekła, obejmując go rękoma za szyję — wiem, iż to wszystko dla mnie podjąłeś, ażeby się do mnie zbliżyć.
Nowy ten a tak na rozdraźnionego Hartmanna dla gotującego się w nim gniewu, nieledwie pozbawił go mowy. Szarpał się na wszystkie strony, wymachując rękoma, byle się tylko