Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/134

Ta strona została skorygowana.

przeto nic nie stało na przeszkodzie. Nie miałem trudności z pacjentami, gdyż nie było ich tak wielu.
Towarzystwo Naukowo-Literackie w Portsmouth wydało na moją cześć bankiet pożegnalny. Przez szereg lat byłem sekretarzem tego Towarzystwa, z którem wiążą mnie miłe a częściowo konieczne wspomnienia. W ciągu zimowych wieczorów odbywaliśmy na zebraniach długie dyskusje, zaś raz na tydzień ktoś wygłaszał odczyt. Na tych zebraniach nauczyłem się sztuki przemawiania publicznego, która przydała mi się bardzo w życiu późniejszem. Z usposobienia byłem nerwowy i niedowierzający sobie do tego stopnia, że jak mnie poinformowano, wszystkim siedzącym w pobliżu mnie udzielała się moja nerwowość, gdy się zbliżała chwila, w której miałem przemawiać. Lecz z czasem nauczyłem się opanowywać swoje wzruszenie, tak, że ze spokojem i swobodą myślałem nad doborem właściwych wyrazów. Wygłosiłem w tem Towarzystwie trzy większe odczyty, jeden o Oceanie Podbiegunowym, jeden o Carlyle’u, a jeden o Gibbonie. Pierwszy wyrobił mi niezasłużoną opinję myśliwego, gdyż podczas odczytu stół był zastawiony wypchanemi okazami fauny podbiegunowej, które w tym celu wypożyczyłem od miejscowego właściciela małego muzeum zoologicznego. Słuchacze nabrali przekonania, że to były moje trofea myśliwskie i patrzyli na mnie z wielkim szacunkiem. Wszystkie te okazy znalazły się drugiego dnia z powrotem w muzeum.
Rzeczone dyskusje obfitowały nieraz w dziwne szczegóły. Pamiętam raz bardzo uczoną rozprawę