Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/18

Ta strona została skorygowana.

tek ruchu, należącego dziś do historji. Było to, o ile mnie pamięć nie myli w r. 1866, kiedy jacyś zamożni krewni mej matki, zaprosili nas do King’s Connty w Irlandji; kilka tygodni spędziliśmy w ich zasobnej i dostatniej siedzibie wiejskiej. Konie i psy były mojem głównem i ulubionem towarzystwem, co wytworzyło wielką przyjaźń z młodym stajennym. Bramy stajni wiodły wprost na gościniec, oddzielone odeń jedynie mocną bramą wjazdową, nad którą mieściła się mała izdebka. Jednego poranku, bawiąc się na dziedzińcu, zobaczyłem mego przyjaciela, stajennego, wpadającego co duchu na dziedziniec, z wyraźnym strachem na twarzy; znalazłszy się wewnątrz obejścia zamknął on i zaryglował co żywo bramę, zaczem wspiął się szybko do izdebki nad bramą, dając mi znaki, abym poszedł w jego ślady. Z okienka naszego schronienia ujrzeliśmy gromadę, złożoną z jakichś dwudziestu chłopów, posuwających się chyłkiem wzdłuż drogi. Kiedy się znaleźli naprzeciw bramy, zaczęli obrzucać nas klątwami i grozić pięściami, na co stajenny odpowiedział podobnie. Później dowiedziałem się, że była to grupa Fenian, którzy rozpoczynali długi szereg zamieszek, obecnie dopiero zbliżających się prawdopodobnie do końca.
Podczas tych pierwszych dziesięciu lat życia opanowała mnie pod koniec manja czytania tak wielka, że mała wypożyczalnia, skąd otrzymywaliśmy książki, zawiadomiła matkę, że nie może pożyczać dziennie więcej jak dwie książki. Upodobania moje były normalne, gdyż książki Mayne Reid’a były moją ulubioną lektu-