Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/53

Ta strona została skorygowana.

zajmowali wszystkie wyższe stanowiska na okręcie, oni też zarzucali harpuny; natomiast wyspiarze szetlandzcy mieli pod swą pieczą łodzie, któremi kierowali z jak największą sprawnością.
Jeden tylko członek załogi nie był Szkotem, ani nie pochodził z wysp Shetland; był on tajemnicą dla wszystkich. Wysoki, śniadej cery, czarnych oczu, z kruczą brodą i czupryną, rysów uderzająco pięknych, odznaczał się dziwnym chodem, któremu towarzyszyło podrzucanie ramion. Mówiono, że pochodził on z południowej Anglji, skąd miał rzekomo uciec przed karzącą ręką sprawiedliwości. Nie przyjaźnił się z nikim, mówił rzadko, lecz był jednym z najsprawniejszych marynarzy. Z wyglądu wnosiłem, że musiało być w jego usposobieniu coś szatańskiego, tudzież, że zbrodnia, która kazała mu się ukrywać, musiała być ciężka. Raz tylko mieliśmy sposobność przekonać się naocznie o jego skrytej gwałtowności. Kucharz, ogromne, mocne chłopisko, miał swój własny zapasik rumu, z którego korzystał tak szczodrze, że przez trzy dni z rzędu obiad całej załogi był nie do spożycia. Trzeciego dnia nasz milczący wyrzutek podszedł do kucharza z mosiężną patelnią w ręku i nie mówiąc ani słowa, wymierzył mu tak potężny cios, że głowa kucharza wybiła dno patelni, której krąg boczny zawisł na jego szyji. Na pół pijany i pół ogłuszony kucharz zaczął coś mamrotać o walce, lecz przekonawszy się, że sympatja załogi jest po stronie przeciwnika, oddalił się zrzędząc do kuchni, podczas gdy milczący pogromca popadł w swe zwyczajne zamyślenie. Od tej chwili nikt się nie żalił na kucharza.