Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/54

Ta strona została skorygowana.

Wspominałem już o gospodarzu; ilekroć myślę o tej wyprawie, w ciągu której noga nasza nie postała na lądzie przez siedem miesięcy, miła twarz Jack’a Lamb’a zawsze mi staje przed oczyma. Posiadał on bardzo piękny i sympatyczny głos tenorowy, którego słuchałem nieraz godzinami; lubował się szczególnie w patetycznych i sentymentalnych pieśniach, że zaś tylko ten, kto przez sześć miesięcy nie widział twarzy kobiecej może pojąć czem jest sentyment, przeto każda sentymentalna piosenka budziła w nas wszystkich jakiś słodki niepokój, pamiętny mi po dziś dzień. By ocenić czem jest kobieta, należy stracić ją zupełnie z oczu na pół roku. Pamiętam doskonale, że kiedyśmy się zbliżali w drodze powrotnej do brzegów północnej Szkocji, przepływaliśmy koło latarni morskiej, odległej o jakichś kilkaset sążni od brzegu. Na sygnał dany przez naszą banderę wynurzyła się z wnętrza jakaś postać, w celu odsygnalizowania; w tej samej chwili podniecony szept przebiegł poprzez nasz pokład „To niewiasta!“ Kapitan stał na swym pomoście z teleskopem. Ja nałożyłem okulary. Każdy patrzył z największą ciekawością. Była to kobieta powyżej pięćdziesiątki, w krótkiej spódnicy i wysokich butach, lecz dla każdego z nas była „niewiastą“. — Cokolwiek, byle w czepku — powiadali marynarze a ja przyznawałem im w duchu słuszność.
Widzę jednak, że wyprzedzam bieg wypadków. Notatnik mój mi mówi, żeśmy rozpięli żagle dnia 28 lutego o godzinie drugiej popołudniu. W porcie Peterhead żegnały nas hałaśliwie wielkie tłumy. Pokład