Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/61

Ta strona została skorygowana.

bym wziął udział w jego następnej wyprawie. Dobrze się stało, żem odmówił, gdyż życie to jest pełne niebezpiecznego uroku.
Podpływanie do wieloryba jest rzeczą bardzo zajmującą. Wioślarz jest wprawdzie zwrócony tyłem do niego, tak, że wiosłujący wiedzą o nim tylko tyle, ile zdołają wyczytać z twarzy sternika. Ten patrzy ponad głowy wioślarzy, śledząc potwora płynącego na powierzchni wód, podnosząc dłoń od czasu do czasu na znak, że należy przestać wiosłować, gdyż oko potwora zatacza krąg badawczy, wreszcie dając hasło do posuwania się chyłkiem dalej. Ilość płynących łomów lodowych jest tak wielka, że o ile wiosła nie są w ruchu, sam widok łodzi nie płoszy wieloryba. I tak łódź podpływa zwolna, aż znajduje się w punkcie dostatecznie bliskim do wysłania harpuna. Wioślarze dostrzegają nagły błysk w oczach sternika, który woła: „Śmiało, chłopcy! Śmiało! Z całej siły!“ Słychać trzask cyngla i harpun wypada z wielkiej lufy; woda pieni się wokół wioseł, których sześć uderzeń wpędza czoło łodzi na coś miękkiego, co odbija od siebie i łódź i wiosła. Lecz wiosłujący nie troszczą się o to, gdyż w chwili, w której łódź dotknęła cielska wieloryba, usłyszeli huk działa i zrozumieli, że harpun znalazł się w głębi tej bryły ołowianego koloru. Potwór zapada w głąb jak kamień, czoło łodzi zanurza się raz po raz w odmęcie, lecz ruch chorągiewki, umieszczonej w środku łodzi i wark odkręconej z szaloną szybkością liny dowodzą trafności strzału.
I teraz następuje chwila wielkiego niebezpieczeń-