Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/66

Ta strona została skorygowana.

niem była narośl na ogonie, wielkości i kształtu ula pszczelnego. Kiedyśmy spuścili łodzie dla udania się w pościg, kapitan zawołał: „Trzy razy goniłem tę bestję; w roku 1871 poprostu uciekł; w 1874 mieliśmy go już w rękach, kiedy harpun, nie dosiągłszy widocznie wnętrza, przerwał cielsko i wyśliznął się; w roku 1876 uratowała go mgła. Ale tym razem nam się nie wymknie“! Ja nie miałem tej pewności i pokazało się, że miałem rację; mam też wrażenie, że ten ogon obnosi jeszcze swą brodawkę po dziś dzień, po obszarach mórz podbiegunowych.
Nigdy nie zapomnę chwili, w której zobaczyłem pierwszego wieloryba właściwego gatunku. Dostrzegł go najpierw marynarz, postawiony w tym celu na drugim końcu pola lodowego, obok którego zatrzymał się nasz statek. Kiedyśmy ruszyli na pokład, spłoszony widocznie potwór dał nurka. Przez jakieś dziesięć minut czekaliśmy na jego wynurzenie się ponowne, tak, że zniechęcony, przestałem patrzeć we właściwym kierunku, kiedy nagły okrzyk zdumienia zmusił mnie do spojrzenia w górę, gdzie dostrzegłem całego wieloryba w powietrzu. Jego ogon był skręcony, tak, jak ogon pstrąga w skoku, a całe cielsko barwy ołowiu było ponad powierzchnią wody. Zdziwienie nasze było zupełnie uzasadnione, gdyż kapitan, który odbył trzydzieści wypraw na wieloryby, nigdy nie widział podobnego zjawiska. Kiedyśmy go schwytali pokazało się, że całe jego ciało było pokryte pasożytującymi raczkami wielkości kilku centymetrów; widocznie swędzenie całego ciała przyprawiło potwora o napad szału. Człowiek