Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/72

Ta strona została skorygowana.

płynęliśmy z wiatrem; co chwila jednak zalewała nas olbrzymia grzebieniasta fala atlantycka, fosforyzująca podczas nocy, tak, że zdawało się, iż pokład zalewa ogień. To też z radością ujrzeliśmy po tygodniu takiej burzy porwane szczyty górskie Porto Sancto, leżącego nieopodal Madery i z uczuciem ulgi zarzuciliśmy kotwicę w zatoce Funchal. Było już ciemno, kiedyśmy zawinęli do portu, lecz światła domów miejskich dodawały nam otuchy. Ciemny horyzont przerzynała tęcza księżycowa, zjawisko, którego nie widziałem ani przedtem, ani później.
Następnem miejscem naszego postoju była Teneryfa, a raczej port tej wyspy Santa Cruz. W tych czasach prowadził ten port wielki handel koszenilą (cochineal), produkowaną z owadu hodowanego na kaktusach. Zasuszone, dostarczały one barwika tak cennego, że paczka tych owadów kosztowała wtedy przeciętnie 350 funtów; przypuszczam, że obecny przemysł anilinowy w Niemczech zabił ten handel tak doszczętnie, jak przemysł mineralny zabił wyprawy łowieckie na wieloryby. W dzień później stanęliśmy w Las Palmas, skąd, patrząc wstecz, można się rozkoszować widokiem słynnego szczytu Teneryfy, oddalonego o jakieś sześćdziesiąt mil. Opuściwszy Las Palmas, znaleźliśmy się w najrozkoszniejszej części oceanu, rzadko wzburzonego, lecz zawsze falującego i spienionego, z niebem stale wypogodzonem. Z dnia na dzień upał wzrastał, a kiedyśmy dotarli do wyspy De Los przy wybrzeżu Sierra Leone, zacząłem zdawać sobie sprawę z tropikalnego upału. Dość powiedzieć, że