Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/91

Ta strona została skorygowana.

dałem żadnego mienia, lecz moralnie mogło być wielką krzywdą zarówno dla mnie, jak i dla mojej matki.
Pewnego dnia przyszedł on do mnie i oświadczył mi, że obecność moja komplikuje jego praktykę, że zatem lepiejby było, gdybyśmy się rozstali. Zgodziłem się na to bez najmniejszej obrazy, zapewniając go, że nie przybyłem wcale, aby mu szkodzić, że jestem mu wdzięczny za wszystko, co dla mnie uczynił, niezależnie od faktu, że uczynność jego nie wydała spodziewanych wyników. Z kolei zaczął mi doradzać bardzo mocno, abym rozpoczął praktykę na własną rękę. Odpowiedziałem, że mi brak kapitału. Na to odparł, że mi będzie pożyczał funta tygodniowo do czasu, dopóki nie stanę na własnych nogach, tudzież, że zwrócę dług tylko w miarę możności. Podziękowałem mu bardzo serdecznie i rozejrzawszy się po okolicy, postanowiłem spróbować szczęścia w Portsmouth; nie znałem wprawdzie tej miescowości, lecz wnioskowałem, że stosunki tam muszą być analogiczne do tych, jakie poznałem w Plymouth. Spakowawszy całe moje mienie ziemskie w jeden kuferek, wsiadłem na irlandzki parostatek w lipcu 1882 i udałem się do Portsmouth, gdzie nie miałem żywej duszy znajomej. Gotówka moja wynosiła niecałe dziesięć funtów; miała ona nie tylko pokryć bieżące wydatki, lecz starczyć na wynajem i umeblowanie domu. Co do życia z tygodnia na tydzień, nie troszczyłem się zbytnio, gdyż przyrzeczony funt tygodniowo wystarczał zupełnie na potrzeby osobiste; resztę kapitału tworzyły wrodzony optymizm i młodość.