Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/119

Ta strona została skorygowana.

towne i przeznaczone dla specjalistów, przytem niełatwe do tłumaczenia. Nie było krótkiej, treściwej broszury, któraby w sposób jak najprostszy przedstawiała całą sprawę z każdego możliwego punktu widzenia. Czemu jakiś Brytyjczyk nie napisał takiej broszury? W odpowiedzi na to pytanie padło inne: „A czemuś ty sam jej nie napisał“?
Od tej chwili myśl ta nie dała mi spokoju. Rzadko kiedy w życiu miałem tak bezpośrednie poczucie nakazu i powołania, które na razie usunęło z mej myśli wszystko inne. Fakt, że byłem osobą bez pozycji, przemawiał raczej na korzyść, gdyż dowodził bezinteresowności mego kroku. Posiadałem dostateczną znajomość faktów, gdyż napisałem już zarys tej wojny. Byłem naocznym świadkiem wielu wydarzeń i posiadałem wiele dokumentów pierwszorzędnej wagi. Pomysł mój rósł i dojrzewał z każdą chwilą. Urządzi się składkę publiczną i za pieniądze tak uzyskane wraz z dochodem z angielskiego wydania broszury, opłaci się tłumaczenia na wszystkie języki. Te tłumaczenia rozeszle się darmo w setkach tysięcy egzemplarzy, tak, aby każdy profesor, każdy ksiądz, każdy dziennikarz, każdy polityk, znalazł je na swojem biurku. W ten sposób usunie się możliwość zasłaniania się na przyszłość nieświadomością. Zanim dojechałem do Londynu miałem gotowy plan całej roboty.
Szczęście mi sprzyjało. Wspominałem już, że jechałem zaproszony na obiad przez Sir Henry Thomson’a. Przy stole siedziałem obok jegomościa, którego nazwiska nie dosłyszałem. Ponieważ cały byłem prze-