Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/120

Ta strona została skorygowana.

jęty moją ideą, nakierowałem wkrótce rozmowę na jej temat, że zaś sąsiad mój nie okazał znudzenia, przeciwnie, zdawał się słuchać z uwagą i zainteresowaniem, przeto wyłuszczyłem mu mój pomysł bardziej szczegółowo. Wysłuchawszy wszystkiego bardzo cierpliwie, mój sąsiad zapytał mnie, skąd zamierzam otrzymać pieniądze dla urzeczywistnienia tak dalekosiężnego zamierzenia. Odpowiedziałem, że zaapeluję do ofiarności publicznej. Z kolei zapytał mnie, ile mojem zdaniem wystarczy na ten cel. Odpowiedziałem, że na początek wystarczyłoby tysiąc funtów. Na to odparł, że trzeba będzie znacznie więcej. Ale dodał, jeśliby tysiąc funtów miało sprawę ruszyć z miejsca, nie wątpię, że taka suma dałaby się wydobyć. Od kogo? — zapytałem. Na to podał mi swe nazwisko i adres i rzekł: „Jestem pewny, że jeśli pan urzeczywistni swój zamiar, będę mógł wydobyć tysiąc funtów na pokrycie kosztów. Gdy rzecz dojrzeje, proszę przyjść do mnie wtedy pomówimy o realizacji“. Podziękowałem za tę zachętę i przyrzekłem złożyć wizytę w odpowiedniej chwili. Dobrodziejem tym i niejako ojcem chrzestnym całego przedsięwzięcia, był Sir Eric Barrington, wyższy urzędnik z Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Lecz nie tu koniec mego szczęścia. Następnego dnia miałem coś do załatwienia w znanej firmie wydawniczej „Smith, Elder and Co“; podczas rozmowy z Reginaldem Smith’em wspomniałem mu o moim planie. Bez chwili wahania oddał mi na usługi cały swój aparat wydawniczy, nie żądając żadnej zapłaty. Od