Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/135

Ta strona została skorygowana.

dwukrotne przejście przez prawdziwie ogniową próbę, miało na celu przygotowanie mnie do mojej ostatecznej misji. Pamiętam, że raz w miasteczku Hawick, mój brat, z zawodu wojskowy, odwiedził mnie, by zobaczyć jak sobie daję radę z wyborcami. Wrażenie, jakie wywierałem na słuchaczach, uderzyło go niezmiernie. „To dziwne“, rzekł mi wtedy, „ale mam wrażenie, że ostatecznie skończysz w polityce, nie w literaturze“. „Ani w jednej, ani w drugiej“, odparłem bez wahania, „religja, to dziedzina mojej właściwej pracy“ Spojrzeliśmy na siebie z równem zdziwieniem i wybuchnęliśmy obaj śmiechem. Odpowiedź moja mogła się istotnie wydać niedorzeczną, gdyż nie było do niej wówczas żadnej podstawy. Był to dziwny przejaw owej podświadomej władzy przewidywania przyszłości, która się w nas tai.
Zaledwiem wrócił z Południowej Afryki, rzuciłem się gorączkowo do agitacji wyborczej. Prezesem mego komitetu wyborczego był znany obywatel Edynburga, p. Cranston, późniejszy Sir Robert Cranston. Kiedy przybyłem na miejsce, odbywało się właśnie zebranie komitetu; zmęczony podróżą, przysłuchiwałem się w milczeniu poważnej debacie, która ważyła wszelkie „za“ i „przeciw“ i ustalała moje poglądy na każdą aktualną kwestję. W końcu ustalono wszystko i spisano z wyraźnem zadowoleniem, poczem przystąpiono do ułożenia programu wyborczego kandydata. Słuchałem tego wszystkiego z lekkiem rozbawieniem, a kiedy dyskusję skończono, zapytałem: — Może mnie panowie objaśnią, kto ma wypełnić te wszystkie przy-