Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/144

Ta strona została skorygowana.

ny chleba przy systemie protekcji. Trudno było zupełnie ten gest zignorować, lecz nie wiedziałem, jak się go pozbyć. Naraz jeden z moich komitetowych zawołał miejscową gwarą: „Ta zabierz się z tem do domu i zjedz!“ Skutek był doraźny. Te niespodziewane interpelacje, wypowiadane są zwykle głosem powolnym, spokojnym a jednak dziwnie donośnym. Kiedy, mówiąc o wojnie z Biurami, zawołałem w pewnem podnieceniu: „Kto ma za tę wojnę płacić?!“ jakiś schorowany biedaczysko, stojący pod ścianą, zapiszczał: „A cóż mnie to obchodzi?“, wywołując burzę śmiechu, do którego i ja mimowoli się dołączyłem. Innym razem mowę moją przerwał żart, który, choć niezrozumiały dla mnie, wprawił słuchaczy wprost w szał śmiechu. Mówiłem o poczuciu godności i zewnętrznym przyzwoitym wyglądzie robotników amerykańskich, kiedy jakiś senny głos zaśpiewał: „Warto zajrzeć do Brown’a“. Czy fabryka Browna znana była z czystości, czy z niechlujstwa, tegom się nie dowiedział.
Radykali przybywali na moje wiece tłumnie i oni to stanowili głównie publiczność mi wrogą. Ponieważ ich kandydat prawie nie agitował, więc moje zebrania były jedynem polem ich zabawy. Przed rozpoczęciem wiecu sala brzmiała zazwyczaj od walki na słowa, wykrzykiwania haseł, śpiewania pieśni partyjnych, tak, że zbliżając się do gmachu miałem wrażenie, że wchodzę do menażerji podczas karmienia. Często mnie odwaga opuszczała, słuchając szalonego wrzasku i pytałem sam siebie, poco to wszystko. Lecz znalazłszy się