Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/34

Ta strona została skorygowana.

do Natron Lake, wielkiego jeziora słonego, nad którem w jednem miejscu stało kilka rozrzuconych tu i tam domów, w których robotnicy wysuszali sól. O jakieś dwie mile od jeziora stał klasztor, lub raczej pustelnia, cel naszej podróży. Dziś, gdy liczba domków robotniczych nad jeziorem wzrasta, nie jest ten klasztor tak osamotniony, lecz przed powstaniem tej kolonji robotniczej, było to jedno z najmniej dostępnych miejsc. Klasztor otoczony był wysokim wałem zewnętrznym, zbudowanym z trwałej gliny. Nie było tam ani drzwi ani okien, lecz jeden mały otwór, z poza którego można się było łatwo bronić. Kiedyśmy się znaleźli wewnątrz, wyczułem, że wizyta nasza nie sprawia gospodarzom tej siedziby wielkiej przyjemności, lecz wojskowa ranga mego towarzysza budziła widoczny szacunek. Oprowadzono nas dokoła dziedzińca wewnętrznego, gdzie był ogród i drzewa palmowe; z kolei pokazano nam wnętrze domków pustelniczych, zbudowanych wewnątrz wspomnianego wału. W pobliżu tych domków stała beczka pełna jakiejś substancji, która z wyglądu i kształtu przypominała zaokrąglone kamyki rzeczne. Zapytałem, czy służyły one do odpierania atakujących Arabów, lecz powiedziano mi, że to zapas placuszków, zastępujących chleb. Poczęstowano nas słodkiem winem, w rodzaju tego, które do dziś jeszcze jest używane przy komunji. Przeor tej pustelni zdał mi się bardzo przyzwoitym człowiekiem; ponieważ się uskarżał na dolegliwości fizyczne, zbadałem go bardzo sumiennie i przyrzekłem mu posłać pewne lekarstwo z Cairo. Dotrzymałem później tej