Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/45

Ta strona została skorygowana.

cwałujący oddział kawalerji. Opuściliśmy Assonan wieczorem, na wielbłądach; za nami szły wielbłądy juczne i spory orszak służby. W cztery lub pięć dni później dotarliśmy do Korosko, gdzieśmy wsiedli na statek, który nas zawiózł na front do miejscowości Wady Halfa; wielbłądy, juki i służba szły lądem.
Nigdy nie zapomnę tych dni, a raczej nocy, gdyż wstawaliśmy o godzinie drugiej rano i najdłuższy marsz odbywaliśmy do czasu pełnego świtu. Dziś jeszcze żyje we mnie pamięć fioletowego nieba, olbrzymich i niezliczonych gwiazd, pół-księżyca, który zwolna płynął ponad nami, podczas gdy nasze wielbłądy, posuwające się bez szelestu, zdały się nieść nas bez wysiłku poprzez ten zaczarowany świat snu. Sendamore miał piękny głos barytonowy, który słyszę dziś jeszcze, jak się wznosi i opada w cichem powietrzu pustyni. Było w tem wszystkiem coś z wizji, jakieś cudowne intermezzo życia rzeczywistego, przerwane jedynie niezwykłym czynem z mej strony, mianowicie zlecenia z wielbłąda na ziemię. Zdarzyło mi się nieraz spaść z konia, ale w tym wypadku doświadczyłem czegoś zupełnie nowego. Nie siedzi się na prawdziwem siodle, lecz na kawałku wklęsłej skóry, toteż kiedy mój wierzchowiec rymnął nagle na przednie kolana — bestja zobaczyła coś zielonego na ścieżce — ja machnąłem kozła przez jego łeb i znalazłem się na ziemi, co prawda bez szwanku, lecz nie bez zdziwienia.
Tkwi mi w pamięci kilka innych szczegółów, więc np. obraz jakiegoś jaszczura wodnego, nie krokodyla, leżącego na ławicy piaskowej. Łupnąłem doń z mego