Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/92

Ta strona została skorygowana.

kazał przesunąć działa. Przeciągnęli je jakieś pół mili na prawo i zabrali się do dalszej pukaniny.
Na największy podziw zasługuje przy tem ktoś, kto jest sam. Być dzielnym i odważnym w kupie to nie sztuka. Człowiek z jakim takim zmysłem miary właściwej czuje, że w tym procesie tworzenia się historji jest jako jednostka czemś tak małem i znikomem, iż przestaje myśleć o sobie. Jednostka ginie w masie. Lecz w tej chwili znajdujemy się na równinie sami, gdyż baterja jest o jakieś pół mili na praw o od nas. Nerwy nowicjusza są naprężone pod wpływem tej muzyki pocisków, chociaż jest w tem uczuciu jakaś nuta beztroskiej wesołości.
O jakieś dwieście sążni od nas ciągnie się płot; prowadzimy ku niemu nasze zestrachane konie, poczem kręcimy się w koło z lunetą przy oku, dla wyśledzenia skąd mogą przylecieć pociski Burów. Pewne miejsca dostrzeżone, budzą w nas podejrzenia, lecz pewności nie mamy. Nasi puszkarze może wiedzą, ale i co do tego mamy wątpliwości. Jest rzeczą pewną, że jedna dobrze skryta armata warta jest sześciu odkrytych. Ci farmerzy, którzy dali już nie jedną naukę naszym strzelcom, mogą zmienić system walki artylerji na całym świecie. Walka z niemi, to tak, jak walka ślepego z widzącym. Przyłącza się do nas oficer artylerji. Rozmawiamy. Ponieważ niema w tej chwili zajęcia, więc rad przypatrzeć się pracy kolegów. Pocisk pada nieopodal nas.
— Następny — mówi pułkownik — przeleci nad