Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/93

Ta strona została skorygowana.

naszemi głowami. Przejdźmy tam. Idę za nim, lecz bez pośpiechu. „Whiiiii!
— O! jest! — woła pułkownik. „A mnie nie ma“ myślę sobie. Pocisk padł na naszej linji o jakieś czterdzieści sążni na prawo. Podnoszę kawałek i zachowuję na pamiątkę.
— Czy zaczekamy na następny? Zaczynam żałować spotkania z pułkownikiem.
Lecz oto nowa sensacja! Rzuciwszy okiem w tył, spostrzegamy, że dwa olbrzymie działa okrętowe szykują się do akcji o jakieś 50 sążni od naszych biednych koni, które znajdują się tym sposobem na linji pewnej śmierci. Ledwieśmy zdołali je sprowadzić z tej linji, gdy się rozległo przerażające, najgłośniejsze ze wszystkich dotychczasowych „Bumm!“, poczem zaraz na odległym pagórku wykwitła biała smuga dymu z czarną plamą w jej środku. Po przez to wzgórze przebiegają jacyś jeźdźcy. To Burowie się cofają. Nasi puszkarze wyjmują z działa mosiężną obsadę wystrzelonego ładunku.
— Czy mogę to zabrać na pamiątkę?
— Z przyjemnością, — mówi porucznik.
Przywiązuję zdobycz do siodła, z przykrością myśląc o moim biednym koniu. Działo ryczy raz po raz, zaś najdalsze wzgórze zakwita coraz to nowym pióropuszem dymu.
Oddział piechoty przechodzi obok wielkich dział; posuwam się za nim nieco. To Gwardja Szkotów. Pierwszy szereg idzie naprzód, drugi się zatrzymuje i kładzie na ziemi.