Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/95

Ta strona została skorygowana.

Wymieniam moje nazwisko i podaję adres szpitalu Langmana w Bloemfontein.
— Czytałem pańskie książki, — mówi ranny, poczem orszak się oddala.
W strzelaniu nastąpiła przerwa. Słońce zachodzi. Wreszcie po dobrej chwili ostatni pocisk wroga nadlatuje. Wygląda to poprostu na obrazę, na drwiny, jakieś brutalne „dobra noc!“ Obydwa nasze działa dźwignęły swe karki i huknęły razem w odpowiedzi. Było to, ostatnie słowo Imperjum — potężny, gniewny głos, idący poprzez „veldt“. Zapadł czerwony krąg słońca; rozpostarły się barwy fioletu i szkarłatu, zaś nad ich pasmem wznosił się wysoko biały księżyc. Co się stało? Kto zwyciężył? Czy inne oddziały brały udział w spotkaniu? Nikt nie umiał dać odpowiedzi na te pytania i nikt się o nie nie troszczył. Lecz późną nocą, leżąc na wznak i patrząc na gwiazdy, dostrzegłem po lewej stronie horyzontu jakieś świetlne sygnały i domyśliłem się, że to Hutton dawał znać o sobie.
Domysł mój był trafny, gdyż o świcie cały obóz już wiedział, że nieprzyjaciel uszedł. Wojsko wstało bardzo wcześnie. Jakiś czas przed świtem rozległy się stłumione, głuche głosy bębnów i trzask płonących trzasek pod wielkiemi kotłami, w których się warzyło śniadanie. Gdy się rozwidniło, dziwny widok uderzył nasze oczy. Olbrzymi balon wznosił się zwolna w górę. To była nasza odpowiedź na ukrywanie baterji przez nieprzyjaciół. Należało je wyśledzić z góry. Była to nowa, konieczna nauczka, którąśmy otrzymali w tej wojnie. Armja ruszyła z miejsca, idąc w kierunku