Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/98

Ta strona została skorygowana.

butelce stoi czerwony pionek szachów. Czyżby zmarły bawił się nim w ostatniej chwili? Reszta szachów w torbie, której nie mógł dostać ręką. Ciekawy taki szeregowiec z szachami na placu boju. A może je zrabował w jakiejś zagrodzie? Któż to wie?
Zbieramy kilka przedmiotów, stanowiących własność Nr. 410, skórzany pas na amunicję, pióro, jedwabną chusteczkę, scyzoryk, zegarek, 2 i pół szylinga w sakiewce. Następnie dźwigamy go i układamy na mego konia, którego w tej samej chwili obsiadają roje much, na krew łakome. Prowadzimy konia za uzdę i dochodzimy wreszcie do drogi, przy której składamy zmarłego pod słupem telegraficznym. Niedługo powinien przechodzić tędy konwój, który mu sprawi przyzwoity pogrzeb. Nr. 410 trzyma jedną dłoń, zwiniętą w pięść, sztywnie wyciągniętą. Staramy się ją zgiąć, lecz za każdym razem wraca do swej pierwotnej pozycji, groźna, agresywna. Zarzucam na zmarłego płaszcz, lecz nawet z pod niego sterczy ta dłoń. Widocznie jeszcze w ostatniej chwili chciała bronić życia. Piękna śmierć — pod niebem, w obronie wielkiej sprawy. Trudno o piękniejszą.
Nieskończenie długa jazda, przez niekończącą się równinę. Tu i ówdzie grupa Kafirów na koniach, w poszukiwaniu łupu zapewne. Mam wrażenie, że oddział konnej policji przydałby się na tyłach armji. Jak można wiedzieć do czego zdolni ci Kafirowie, w zagrodach zostawionych na opiece kobiet i nieletnich dzieci.
Zrobiliśmy dziesięć mil i zjeżdżamy z drogi, by