Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niektórzy ludzie mogą sobie mówić, że było waryactwo w jego metodzie, mruknął inspektor. Ale on się cały pali, aby wyruszyć, pułkowniku, i najlepsza rzecz będzie, jeżeli wyruszymy, jeśli panowie są gotowi.
Znaleźliśmy Holmesa chodzącego tam i napowrót po polu, z głową spuszczoną na piersi i z rękami w kieszeniach od spodni.
— Sprawa nabiera znaczenia, powiedział. Watsonie, twoja wycieczka na wieś udała ci się. Miałem zachwycający poranek.
— Sądzę, że pan byłeś na miejscu zbrodni? spytał pułkownik.
— Tak; inspektor i ja zrobiliśmy razem mały przegląd.
— Udało się, co?
— Tak, zobaczyliśmy kilka bardzo interesujących rzeczy. Powiem panu, co zrobiliśmy, gdyśmy poszli. Przedewszystkiem widzieliśmy zwłoki tego nieszczęśliwego. On na pewno zginął od kuli rewolwerowej, jak doniesiono.
— Czyś pan więc o tem wątpił?
— O! Ale dobrze jest wybadać każdą rzecz. Nasze badanie nie było nadaremne. Mieliśmy potem wywiad z Mr. Cunninghamem i jego synem, którzy mogli wskazać dokładnie miejsce, gdzie morderca uciekając przedarł się przez płot ogrodowy. To było bardzo ważne.