Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, rozwiązałem tę sprawę, odpowiedział mój przyjaciel z uśmiechem.
— Czy był to Adams?
— Tak, to był Adams.
— Pewny byłem tego od początku. — Usiedli obaj razem we wielkiem oknie klubowem. — Dla człowieka, który pragnie studyować rodzaj ludzki, jest tu najdogodniejsza sposobność, zauważył Myeroft. Popatrz na te wspaniałe typy! Spójrz naprzykład na tych dwu ludzi, którzy się zbliżają do nas.
— Markier od bilardu i ten drugi?
— Tak. Co sądzisz o tym drugim?
Dwaj ludzie zatrzymali się naprzeciw okna. Kilka znaków od kredy na kieszeni od kamizelki były jedynymi śladami bilardu, jakie mogłem zauważyć na jednym z nich. Drugi był bardzo małym i opalonym mężczyzną, z kapeluszem na bakier i kilku pakunkami pod pachą.
— Spostrzegam, że to stary żołnierz, rzekł Sherlock.
— I bardzo niedawno ustąpił ze służby, zauważył brat.
— Widzę, że służył w Indyach.
— Jako podoficer.
— Zdaje mi się w artyleryi królewskiej, powiedział Sherlock.
— I wdowiec.