Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

ale paliła się tak ciemno, że mało co mogłem widzieć, tylko to, że sień miała pewną wielkość i że była obwieszona obrazami. W ciemnem świetle mogłem zobaczyć, że osoba, która otworzyła drzwi, była małym mężczyzną, w średnim wieku, nędznie wyglądającym i trochę przygarbionym. Kiedy się zwrócił ku nam, poznałem po odblasku światła, że nosił okulary.
— Czy to jest Mr. Melas, Haraldzie? zapytał.
— Tak.
— Wybornie! wybornie! Spodziewam się, że pan nie będziesz się gniewał, Mr. Melas, ale nie mogliśmy się obejść bez pana. Jeżeli pan grzecznie z nami postąpisz, to nie pożałujesz tego, ale jeżeli pan spróbujesz jakich sztuczek, to niech pana Bóg ma w swojej opiece.
Mówił on głosem urywanym i nerwowym, chichocząc i napełnił mnie większą obawa niż tamten człowiek.
— Czego panowie życzycie sobie odemnie? zapytałem.
— Abyś pan zadał kilka tylko pytań gentlemanowi greckiemu, który nas odwiedził, i abyś pan dał nam odpowiedzi. Ale niech pan nie mówi więcej, niż się panu poleci, bo — tu znowu powrócił ten nerwowy chichot — bo lepiej żebyś pan wcale nie przyszedł na świat.