Oczy człowieka tego zabłysnęły ogniem.
— „Nigdy“, napisał po grecku na tabliczce.
— Pod żadnym warunkiem? zapytałem na rozkaz naszego tyrana.
— Tylko wtedy, gdy da jej ślub w mojej obecności kapłan grecki, którego znam.
Stary zachichotał się zjadliwie.
— Wiesz, co ciebie czeka?
— Nie dbam wcale o siebie.
Tego rodzaju były pytania i odpowiedzi, które tworzyły naszą dziwną na pół mówioną, na pół pisaną rozmowę. Ciągle musiałem go pytać, czy zgodzi się i podpisze dokument. Ciągle otrzymywałem tę samą odmowną odpowiedź. Lecz szybko wpadłem na szczęśliwą myśl. Zacząłem od siebie dodawać małe zdanie do każdego pytania, z początku niewinne, aby się przekonać, czy kto z moich towarzyszy się na tem połapie, a gdy zobaczyłem, że oni nie zwrócili na to uwagi, zapuściłem się w niebezpieczniejszą grę. Rozmowa nasza toczyła się ten sposób:
— Uporem tym nic dobrego nie zrobisz. Kto pan jesteś?
— Nie troszczę się o to. Cudzoziemiec w Londynie.
— Skutki weźmiesz na siebie. Jak długo pan tu przebywasz?
— Niech tak będzie. Od trzech tygodni.
Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.