Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

Podczas gdy mówił, otworzył drzwiczki, a ja ledwie miałem czas wyskoczyć z powozu, gdy stangret zaciął konie i powóz odjechał z turkotem. Obejrzałem się dokoła zdumiony. Znajdowałem się na jakimś wygonie zarosłym wrzosem, tu i ówdzie rysowały się ciemne kształty krzaków jałowcowych. Gdzieś daleko ciągnął się szereg domów, ze światłami tu i ówdzie na górze. Z drugiej strony widziałem czerwone lampy sygnałowe kolei żelaznej.
Powóz, który mnie przywiózł, znikł już z oczu. Stałem, oglądając się dokoła i dziwując się, gdzie też mogłem się znajdować, gdy w ciemności spotrzegłem kogoś zbliżającego się ku mnie. Gdy przyszedł do mnie, poznałem, że to był portyer kolejowy.
— Może mi pan powiedzieć, co to za okolica? spytałem.
— Wandsworth Comman, odpowiedział.
— Czy mogę wsiąść na pociąg do miasta?
— Jeżeli pan pójdzie tak z milę do Clapham Junetion, mówił, to trafi pan właśnie na ostatni pociąg do Wiktoryi.
Taki był koniec mojej przygody, Mr. Holmes. Nie wiem tego gdzie byłem, ani z kim rozmawiałem, oprócz tego, com panu opowiedział. Ale wiem, że tam odgrywa się jakaś haniebna sprawka i pragnę pomódz temu nieszczęśliwemu, jeżeli tylko mogę. Na drugi dzień rano