Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Było już prawie ciemno, nim znaleźliśmy się na Pall-Mall w pomieszkaniu Mr. Melasa. Właśnie go jakiś jegomość zawezwał i on wyszedł.
— Może mi pani powiedzieć, gdzie poszedł? zapytał Mycroft Holmes.
— Nie wiem, panie, odpowiedziała kobieta, która otworzyła nam drzwi. Tylko to wiem, że wyjechał z jakimś panem w powozie.
— Czy on powiedział swoje nazwisko?
— Nie, panie.
— Czy nie był to wysoki, przystojny młodzieniec o czarnych włosach?
— O nie, panie; był to gentleman w okularach, szczupły na twarzy, ale o bardzo przyjemnych manierach, bo śmiał się przez cały czas, jak mówił.
— Chodźcie-no! zawołał nagle Sherlock Holmes. To zaczyna być poważnem, zauważył, gdyśmy jechali do Scontland-Yardu. — Ludzie ci znowu pochwycili Melasa. On nie ma odwagi, jak to oni dobrze wiedzą, bo przekonali się o tem poprzedniej nocy. Łotr ten potrafił go odrazu steroryzować, jak tylko się z nim zetknął. Bezwątpienia potrzeba im usług jego jako tłumacza, ale potem gotowi go ukarać za to, co w ich oczach jest zdradą.
Mieliśmy tę nadzieję, że jadąc pociągiem, będziemy może w Beckenham równie prędko, lub nawet prędzej niż powóz.