Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedyśmy jednak przybyli do Scotland-Yardu, upłynęła więcej niż godzina, nim dostaliśmy inspektora Gregsona i nim załatwiliśmy się z folmalnościami, które pozwalały nam wejść do domu. Było kwadrans na dziesiątą, zanim przybyliśmy na most Londyński, a minęło pół, kiedy czterech nas wysiadło na dworcu w Beckenham. Zrobiwszy pół mili drogi, stanęliśmy w Myrtles koło wielkiego ciemnego domu, stojącego opodal drogi na własnym gruncie. Tu odesłaliśmy dorożkę i stanęliśmy u celu naszej wyprawy.
— We wszystkich oknach ciemno, zauważył inspektor. Dom zdaje się opuszczony.
— Nasze ptaszki uleciały, a gniazdo puste, powiedział Holmes.
— Dlaczego pan to mówisz?
— Ciężko naładowany rzeczami powóz wyjechał stąd w ostatniej godzinie.
Inspektor roześmiał się.
— Widziałem ślady kół w świetle latarni, ale skąd się wzięły bagaże?
— Może pan zauważyłeś, że te same ślady kół ciągną się jeszcze raz. Ale ślady zewnętrzne są o wiele głębsze, tak, że możemy z pewnością powiedzieć, że w powozie był bardzo znaczny ciężar.
— Pan mnie tu zabawiasz fraszkami, mówił inspektor, wzruszając ramionami. Nie będzie