Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

Troje drzwi stało przed nami na górze, a ze środkowych wychodził ten przykry głos, zapadający czasem w głuchy pomruk i przechodzący znowu w przeraźliwy jęk. Drzwi były zamknięte, ale klucz tkwił w nich na zewnątrz. Holmes otworzył drzwi na roścież i wpadł do środka, ale w jednej chwili wrócił, ręką trzymając się za gardło.
— To czad! zawołał. Zaczekajcie chwilę, aż się rozejdzie.
Zaglądając do środka, mogliśmy widzieć, że jedyne światło w pokoju pochodziło od przyćmionego błękitnego płomyka, który migał w śroku na małym mosiężnym trójnogu. Rzucał on dziwny sinawy kręg światła na podłogę, podczas gdy w cieniu poza tem zobaczyliśmy niewyraźne kształty dwóch osób, które czołgały się pod ścianą. Z otwartych drzwi unosiły się jadowite wyziewy, tak, że zaczęliśmy dyszeć i kaszlać. Holmes rzucił się na schody, aby wpuścić świeżego powietrza, a potem wpadłszy do pokoju, roztworzył okno i wyrzucił mosiężny trójnóg na ogród.
— Za minutę możemy wejść, wyjąkał, wróciwszy znowu. Gdzie jest świeca? Wątpię, czy będziemy mogli zaświecić zapałkę w tej atmosferze. Mycrofcie, trzymaj światło przy drzwiach, a my ich wyniesiemy. Naprzód!
Rzuciliśmy się ku zaczadzonym i wycią-