Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

na koszu z obrażoną miną, a Holmes ukląkł na podłodze i przy pomocy latarni i powiększającego szkła badał co chwila szpary między kamieniami. Kilka sekund wystarczyło, aby go zadowolić, bo skoczył znowu na nogi i schował szkło do kieszeni.
— Mamy przed sobą przynajmniej godzinę czasu, zauważył, bo oni mogą dopiero wtedy przedsięwziąć jakie kroki, gdy poczciwy właściciel zakładu zastawniczego będzie w łóżku. Wówczas nie będą tracić ani minuty, bo im szybciej dokonają swego dzieła, tem więcej czasu będą mieli do ucieczki. Znajdujemy się obecnie, doktorze, jakeś to bezwątpienia zgadnął, w piwnicy filii jednego z głównych banków Londynu. Mr. Merryweather, który jest prezesem dyrekcyi, objaśni cię, że są powody, dla których najśmielsi kryminaliści londyńscy powinni się obecnie niezmiernie interesować tą piwnicą.
— To dla naszego złota francuskiego, szepnął dyrektor. Mieliśmy rozmaite ostrzeżenia, że na nie może być zrobiony zamach.
— Dla pańskiego złota francuskiego?
— Tak. Potrzebowaliśmy przypadkiem przed kilkoma miesiącami zasilić nasze zapasy i pożyczyliśmy w tym celu 30.000 napoleondorów z Banku francuskiego. Stało się jawnem, że nie mamy nigdy sposobności rozpakowania