Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

Wzruszył na to ramionami.
— Tak, może to się kiedyś na coś przyda, wyrzekł. L’homme c’est rien — l’oeuvre c’est tout, jak Gustaw Flaubert pisał do Georges Sand.


Pstra wstęga.

Przeglądając moje notatki o siedmdziesięciu kilku wypadkach, w których przez ośm ostatnich lat miałem sposobność studyowania metod mego przyjaciela, Sherlocka Holmesa, znachodzę wiele spraw tragicznych, kilka komicznych, wielką ilość osobliwych, ale ani jednej pospolitej; ponieważ przyjaciel mój, pracując raczej z upodobania w swoim zawodzie, niż dla zyskania majątku, wzbraniał się podjąć dochodzenia, któreby nie miało jakiejś cechy niezwykłej, a nawet fantastycznej. Ale nie mogę sobie przypomnieć, żeby choć jeden z tych różnych wypadków posiadał więcej rysów osobliwych, niż ten, który wydarzył się u znanej w hrabstwie Surrey rodziny Roylott of Stake Morau. Zdarzenie, o które chodzi, zaszło w pierwszych latach mojej przyjaźni z Holmesem, kiedyśmy zajmowali nasze kawalerskie pomieszkanie na Baku-Street. Kto wie czybym go nie podał wcześniej do wiadomości publi-