Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

o swem zbliżającem się weselu. O jedenastej godzinie wstała, aby mnie opuścić, ale zatrzymała się przy drzwiach i oglądnęła się w tył.
— Powiedz mi, Heleno, rzekła, czyś ty kiedy słyszała w głuchą noc jaki świst?
— Nigdy, odpowiedziałam.
— Przypuszczam, że ty przecież nie świszczesz przez sen.
— Pewnie, że nie. Ale dlaczego?
— Ponieważ podczas ostatnich kilku nocy zawsze około trzeciej nad ranem słyszałam cichy wyraźny świst. Ja śpię lekko, więc mnie to obudziło. Nie mogę powiedzieć, skąd on pochodził, może z sąsiedniego pokoju, może z łąki. Myślę, żem powinna była się ciebie zapytać, czyś to słyszała.
— Nie, nie słyszałam. To musieli być ci przeklęci cygani na polu.
— Bardzo możliwe. Ale gdyby to pochodziło z łąki, to dziwię się, dlaczego byś i ty nie miała tego słyszeć.
— A, ale ja spię twardziej niż ty.
— Tak, zresztą w każdym razie to nie ma wielkiego znaczenia. Uśmiechnęła się do mnie, zamknęła drzwi mego pokoju, a w kilka minut później usłyszałam jej klucz obracający się w zamku.
— Tak? powiedział Holmes. Czy to było zwyczajem zamykać się zawsze na noc?