Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy ma pan nadzieję, że pan tę tajemnicę odkryje?
— Ach tę tajemnicę — rzekł, wracając do przytomności. — Wypadek jest niewątpliwie ciemny i zawikłany; lecz zapewniam, że sprawę tę dokładnie zbadam i ze wszystkiego, co zwróci moją uwagę, zdam sprawę.
— Czy ma pan już jaki punkt oparcia?
— Mam ich aż siedm, ale muszę naturalnie dobrze zbadać ich wartość, nim przystąpię do działania.
— Czy podejrzywa pan już kogo?
— Tak, przedewszystkiem samego siebie.
— Co?
— Że za szybko może doszedłem do pewnych wniosków.
— A więc niech pan się uda do Londynu jak najspieszniej i zbada ich wartość.
— Znakomita rada, panno Harrison — rzekł Holmes powstając. — Ja myślę też, Watson, że rzeczywiście nie mamy nic lepszego do roboty A niech się pan nie łudzi, panie Phelps, bo sprawa jest bardzo zawikłana.
— Będę w goraczkowem oczekiwaniu, dokąd pana znowu nie zobaczę — odrzekł młody dyplomata.
— Niech mnie pan oczekuje jutro o tej samej porze; przybędę nawet, jeżeli wieści będą niepomyślne.