Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/113

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pana Bóg błogosławi za pańską obietnicę — zawołał nasz klient. — Bo już sama myśl, że coś w tej sprawie się działa, dodaje mi nowych sił. Chciałem jeszcze panu coś powiedzieć: Lord Holdhurst pisał dziś do mnie!
— Tak? Cóż pisze?
— List jest chłodny wprawdzie, ale niezbyt ostry. Ułagodziła go zapewne moja choroba. Powtarza, że sprawa była niezmiernie ważna; a co się tyczy mojej przyszłości — myśli tu naturalnie o wydaleniu ze służby — to nic nie będzie przedsiębrane, aż zupełnie wyzdrowieję i będę mógł zło to naprawić.
— Rzeczywiście list jest bardzo rozsądny i względny, — rzekł Holmes. Chodźmy, Watson, bo będziemy mieli dziś wiele pracy.
Mr. Józef Harrison odwiózł nas aż na dworzec; a wkrótce jechaliśmy już pociągiem, idącym do Portomouth. Holmes siedział zamyślony i dopiero, gdy minęliśmy Clapham, odezwał się do mnie:
— To jest bardzo przyjemnie, gdy jedzie się jedną z tych linii do miasta i patrzy z góry na leżące w dole domy.
Myślałem, że żartuje, bo widok był wcale brzydki, ale on zupełnie niezbity z tropu mówił dalej.
— Popatrz tylko na te z czerwonej cegły