Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/121

Ta strona została uwierzytelniona.

stać, na ostre, ale sympatyczne rysy twarzy, na myślące czoło i przedwcześnie posiwiałe włosy.
— Nazwisko pańskie jest mi dobrze znane — rzekł z uśmiechem. — Domyślam się też przyczyny pańskich odwiedzin. Bo prócz jednego wypadku nie zaszło nic takiego w ministeryum, coby pana mogło zajmować. Ale na czyje polecenie zajął się pan tą sprawą?
— Na prośbę pana Phelpsa.
— Ach, mego nieszczęśliwego siostrzeńca! Zrozumie pan, że pokrewieństwo z nim uniemożliwia mi go bronić. A wypadek ten niekorzystny będzie miał wpływ na jego karyerę.
— A jeżeli dokument się znajdzie?
— A! To co innego.
— Czy mógłbym się zapytać pana o parę szczegółów?
— Ale owszem z przyjemnością służę nimi, jeżeli tylko mogę być przez to panu pomocny.
— Czy instrukcye, tyczące się sporządzenia kopii dokumentu, udzielał pan w tym pokoju?
— Tak jest.
— Czy nie mógł pan być podsłuchany?
— Niemożliwe.
— Czy nie zwierzył się pan nikomu ze swego zamiaru, że chce pan dać ten dokument do odpisania?