Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

myszy gryzącej. Przez chwilę leżałem, nadsłuchując, ale zwolna szmer stawał się coraz głośniejszym, aż wreszcie doszedł mych uszu od okna ostry, metaliczny dźwięk. Przerażony usiadłem w łóżku. Zrozumiałem bowiem, co ten szmer oznaczał. Szmer słabszy pochodził stąd, że ktoś starał się jakieś narzędzie włożyć w szparę miedzy okiennicami, a ton metaliczny pochodził z odsuwania zasuwy.
— Nastąpiła przerwa dziesięciominutowa, jakby łotr chciał się upewnić, czy mnie ten szmer nie zbudził. Posłyszałem następnie lekki trzask i okno zostało ostrożnie otwarte. Nie mogłem dłużej wytrzymać, nerwy moje były za słabe na to. Zerwałem się więc z łóżka i gwałtownie trąciłem okiennice. Jakiś człowiek trzymał się gzymsu. Nie mogłem go dokładnie dojrzeć, bo znikł jak błyskawica. Był cały owinięty w czarny płaszcz, który zasłaniał również dolną część twarzy. Jedno wiem tylko na pewno, że miał w ręku jakąś broń, prawdopodobnie długi nóż, bo widziałem dokładnie błyszczące jego ostrze, gdy zwrócił się do ucieczki.
— To jest niezmiernie ciekawe — rzekł Holmes.
— A cóż pan teraz uczyniłeś?
— Gdybym był zdrowszy, byłbym za nim skoczył przez okno. A tak zadzwoniłem na