Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/128

Ta strona została uwierzytelniona.

swem miejscu, a brat jej towarzyszył nam; udaliśmy się wszyscy przez murawę aż pod okno młodego dyplomaty. Tak, jak mówił, znaleźliśmy ślady pod oknem w trawie, ale niewyraźne i zatarte. Holmes chwilę się im przypatrywał, lecz natychmiast wyprostował się, wzruszywszy ramionami.
— Z tego nie można być mądrym, — powiedział on. Obejdźmy więc dom i zastanówmy się, co mogło skłonić włamywacza, że wybrał właśnie ten pokój. Mnie się zdaje, że wielkie okna w pokoju do przyjęć i jadalni powinny były raczej zwrócić jego uwagę.
— Ale łatwiej je dostrzedz z ulicy — wtrącił Józef Harrison.
— Prawda; ale tutaj są drzwi. Dokąd one prowadzą?
— Jest to tylne wejście dla kupców i dla służby. W nocy naturalnie zawsze zamknięte.
— Czy nigdy dawniej wypadek taki nie zaszedł?
— Nie, nigdy.
— Czy ma pan może srebro w domu, lub jakieś kosztowności, któreby mogły zwabić złodzieja?
— Żadnych bardzo wartościowych przedmiotów. Holmes włożył ręce do kieszeni i obchodził dom ten z miną tak obojętną, jakiej u niego jeszcze nie widziałem.