Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce otworzyły się tylne drzwi, przeznaczone dla kupców i dla służby, i wyszedł z nich na światło księżycowe pan Józef Harrison.
— Co — Józef! zawołał Phelps.
— Był bez czapki, przez plecy miał zarzucony czarny płaszcz, którym w razie alarmu mógł łatwo zakryć twarz. Szedł na palcach pod ścianą, a kiedy doszedł do okna, włożył długi nóż w szparę między okiennicami i odsunął zasuwkę. Otworzył okno, podobnie otworzył wewnętrzne okiennice, odsunął poprzeczny pręt i tak dostał się już do pokoju.
Ze swego stanowiska mogłem uważać na wszystkie jego poruszenia w pokoju. Zapalił obie świece na gzymsie kominka i podniósł koniec dywana koło drzwi. Następnie schylił się i wyjął z podłogi jedną kwadratową taflę drewnianą, która umyślnie nie została lepiej przytwierdzoną, ażeby ułatwić potrzebne czasem poprawki. Ze skrytki tej wyciągnął ten zwój papieru, założył taflę napowrót na swoje miejsce, przykrył kocem, zgasił świece i wpadł prosto w moje ramiona, bo stałem właśnie pod oknem, czekając na niego.
Pan Józef okazał teraz znacznie więcej energii i śmiałości, niż przypuszczałem. Zamierzył się na mnie nożem i musiałem go dwukrotnie powalić na ziemię, przyczem zostałem raniony w rękę, nim go zdołałem