miała za zadanie ułatwić mu to. Bojąc się atoli, żeby mnie nie wyprzedził, nakazałem pannie Harrison przez cały dzień nie opuszczać pokoju. Dałem mu więc pole otwarte a sam zasiadłem na czatach. Byłem przekonany, że papiery są ukryte w pokoju, nie chciałem atoli go przeszukać i zadawać sobie tyle trudu. Czekałem więc, aż on sam wskaże mi miejsce, gdzie skarb ten był ukryty. — Czy może jest jeszcze panu coś niejasne?
— Dlaczego pierwszym razem chciał dostać się oknem, kiedy mógł wejść drzwiami? — zapytałem.
— Ażeby dostać się do drzwi, musiałby przejść przez cały szereg sypialnych pokoi. Oknem zaś mógł równie łatwo wejść do pokoju, jak też wyskoczyć.
— Ale czy pan sądzi — zapytał Phelps, że on miał mordercze zamiary. Ja sądzę, że nóż służył mu tylko za narzędzie.
— Możliwe — odrzekł Holmes, wzruszając ramionami. W każdym razie to pewne, że Mr. Józef Harrison, to jest taki pan, u którego nie można liczyć na łaskę lub litość.
Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/145
Ta strona została uwierzytelniona.