Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/148

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest.
— Czego?
— Kul powietrznych.
— Co przez to rozumiesz, mój kochany Holmesie?
— Wiesz chyba, Watsonie, dobrze, że nie jestem bojaźliwy. Lecz nie zważać na grożące niebezpieczeństwo, byłoby głupotą, a nie odwagą. Czy mogę cię prosić, o zapałkę?
Zapalił papierosa i z rozkoszą wciągał dym.
— Muszę cię najpierw przeprosić, że tak późno przychodzę, mówił dalej, a następnie prosić cię o pozwolenie, żebym mógł opuścić twój dom przez mur, okalający ogród.
— Co to ma wszystko znaczyć? — zapytałem.
Wyciągnął swoją rękę, a w świetle lampy spostrzegłem, że dwie kostki u jego ręki były zgruchotane i zakrwawione.
— Nie jest to więc drobnostka, jak widzisz, rzekł z uśmiechem. Przeciwnie, innemu wystarczyłoby to, żeby złamać rękę. Czy żona twoja jest w domu?
— Nie, wyjechała.
— Tak? Więc jesteś sam?
— Zupełnie sam.
— A więc tem łatwiej mogę cię prosić, abyś mi przez tydzień towarzyszył w podróży.
— Dokąd?