Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/164

Ta strona została uwierzytelniona.

a statek po przybyciu jego natychmiast odchodzi, sądzę więc, że przed nim umkniemy.
— Otóż, jak widzę, mój kochany Watsonie, zapomniałeś o tem, że profesor Moriarty znajduje się na tym samym poziomie umysłowym co ja. A czy sądzisz, że ja, ścigając kogoś, dałbym się powstrzymać z powodu tak błahej przeszkody, jak spóźnienie się do pociągu? Dlaczego ty jego tak sobie lekceważysz?
— Cóż więc on uczyni?
— To, co ja uczyniłbym na jego miejscu.
— To znaczy?
— Weźmie pociąg specyalny.
— To się spóźni.
— Wcale nie. Nasz pociąg stoi w Canterbury, a przy okręcie także jest spóźnienie około kwadransu. A więc nas dogoni.
— Możnaby pomyśleć, że to my jesteśmy zbrodniarzami! — Czyż nie lepiejby było, gdy przybędzie, kazać go uwięzić?
— To znaczyłoby zniweczyć moją trzymiesięczna pracę. Złowilibyśmy wprawdzie wielką rybę, ale małe rybki wymknęłyby się z sieci; w poniedziałek schwytamy ich wszystkich razem. Na razie o uwięzieniu niema mowy.
— Cóż więc poczniemy?
— Wysiądziemy w Canterbury.