Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/167

Ta strona została uwierzytelniona.

— Całą bandę schwytali, a on im umknął! Naturalnie, że gdy ja opuściłem Londyn, nie było nikogo ktoby się mógł z nim mierzyć. A jednak myślałem, że napędziłem zwierzynę im wprost do sideł. Sądzę, Watsonie, że teraz najlepiej uczynisz, jeżeli wrócisz do Anglii.
— Dlaczego?
— Towarzystwo moje jest teraz bardzo niebezpieczne. Rola Moriarty’ego jest skończona. Nie może on wrócić do Londynu, bo byłby zgubiony. Znam go dobrze i wiem, że wysili całą swoją energię, aby się na mnie zemścić. Obiecał mi to w krótkiej rozmowie, jaką miał ze mną, i jestem pewny, że słowa dotrzyma. Radzę więc ci wrócić do swych zajęć.
Ale ja, jego stary przyjaciel i wierny towarzysz nie mogłem zważać na te słowa. Pół godziny zastanawialiśmy się nad tem w czasie obiadu w Strasburgu, a wieczorem tego samego dnia udaliśmy się w dalszą podróż do Genewy.
Cały tydzień szliśmy przepiękną doliną Rodanu, a następnie skręciliśmy do Lenk i wąwozem Gemmi wśród śniegów przedostaliśmy się do Interlaken a wreszcie do Meiringen. Była to niezwykle przyjemna wycieczka. U stóp naszych w dolinie świeża, delikatna zieleń wiosny, a nad nami dziewicza, lśniąca biel zimy. Widziałem jednak, jak Holmes