Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/128

Ta strona została uwierzytelniona.

dramatycznym przebiegu, ale przy wykryciu przyczyn nie odegrał tak wybitnej roli, jak to ja, jako jego biograf musiałem sobie życzyć. Również w poniżej opowiedzianem zdarzeniu nie odegrał wielkiej roli, a jednak ze względu na niezwykłe, połączone z tą sprawą okoliczności nie mógłbym się zgodzić na brak jej w tym zbiorze.
Był to parny, deszczowy dzień września. Przymknęliśmy do połowy nasze okiennice, a Holmes, leżąc na kanapie, odczytywał ponownie list, który rano otrzymał. Ja sam wprawdzie od czasu mej służby w Indyach uskarżałem się raczej na zimno, jak na gorąco, a jednak nie czułem chęci do żadnego zajęcia. Nawet gazeta mnie nudziła. Posiedzenia parlamentu skończyły się, wszyscy prawie opuścili już miasto, tęskniłem więc za górami i lasami, lub za morskim brzegiem. Przyjaciela mego nie dręczyło żadno takie pragnienie; mnie skłaniała do odkładania zamierzonego wyjazdu na wakacye obawa przed zbyt silnym odpływem z mej kasy, dla niego zaś rozkosze na łonie natury nie przedstawiały żadnego uroku. Pozostawał najchętniej wpośród milionowego miasta Londynu, z którym zrósł się całą swoją istotą, a gdy tylko powstała jakaś pogłoska lub najmniejsze podejrzenie, dotyczące jakiegoś niewyjaśnionego przestępstwa,