Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/129

Ta strona została uwierzytelniona.

przemieniał się w ogień i płomień. Dla odmiany zwykł był wprawdzie od czasu do czasu, zamiast śledzić przestępcę w mieście, iść za tajemniczymi śladami aż do wsi, ale, pomimo niezwykłych swych zresztą zdolności, zupełnie nie posiadał zmysłu do odczuwania piękna natury.
Widząc, że Holmes zbyt się zatopił w swym liście, ażeby ze mną gawędzić, upuściłem niezajmujacy dziennik na ziemię, wsparłem się w fotelu i począłem na jawie marzyć. Nagle zbudził mnie z tych rojeń głos mego towarzysza.
— Masz słuszność, Watsonie, rzekł, jest to bardzo nierozsądnie, chcieć w ten sposób rozwiązywać tego rodzaju kwestye sporne.
— Czysta głupota! zawołałem; — w tem uprzytomniłem sobie nagle to, że on odgadł moje najtajniejsze myśli. Zerwałem się i spojrzałem na niego z niezwykłem zdziwieniem.
— Ależ Holmesie, zawołałem, jak to jest możliwe? To przecież przechodzi wszelkie pojęcie.
Zaśmiał się serdecznie Holmes, gdy zobaczył moje zadziwione oblicze.
— Przypominasz sobie pewnie jeszcze, rzekł, jak odczytywałem ci niedawno jedno miejsce z pism Edgara Poego, gdzie jest mowa o pewnym mądrym umyśle, który postępuje